Kilka informacji na temat rejsów Wolica – Jeziorak wykonanych w latach 2006 – 2008 przez Waldemara Ufnalskiego i Ewę Dziduszko


W latach 2006 – 2008 trzykrotnie wykonaliśmy rejsy na trasie Port JKPW w Wolicy – Jeziorak. Płynęliśmy Kanałem Żerańskim do Wisły, Wisłą w dół do śluzy Biała Góra i następnie Nogatem przez Malbork do Elbląga (dwukrotnie w latach 2006 – 2007; fatalna pogoda zniechęciła nas do pływania po Zalewie Wiślanym). W roku 2008 spłynęliśmy aż do śluzy Gdańska Głowa i dalej Szkarpawą na Zalew Wiślany. Kilka dni pływaliśmy po Zalewie Wiślanym zwiedzając Krynicę Morską i Frombork. We wszystkich przypadkach płynęliśmy dalej Kanałem Elbląskim w górę przez pochylnie na Jeziorak gdzie obijaliśmy się wakacyjnie po zatoczkach. Rejsy trwały około 4 tygodni. Powrót na lawecie z Iławy. Oto kilka uwag, wskazówek i wspomnień.

Wolica – Wisła.

Kładziemy maszt, wyjmujemy go z cęgów i dobrze mocujemy. Płyniemy Kanałem Żerańskim na śluzę im. Tadeusza Tillingera (Żerań a ściślej Białołęka; warto poczytać o śluzie na stronie www.bialoleka.waw.pl – bardzo ciekawy fachowy artykuł o nietypowym w Polsce rozwiązaniu technicznym). Przed rejsem warto sprawdzić na stronie www.rzgw.warszawa.pl czy nie ma żadnych przeszkód i ewentualnie stan wody w Wiśle.

Wisłą z Żerania (520 km) do Modlina (ujście Narwi – 550 km).

Przy niskim stanie wody (2008) bardzo płytko; woda strasznie brudna – praktycznie to jest ściek. Przepychanie łodzi na przemiałach wymaga pokonania obrzydzenia przed wejściem do takiej „wody”. Warto zanocować na Narwii (tak ze 3 km w górę powyżej mostów) – woda czysta zachęca do kąpieli.

Modlin (550 km) – Płock (633 km).

Woda coraz czystsza i nieco głębsza (ale w 2008 roku przeszedłem pod Czerwińskiem całą rzekę w poprzek „w poszukiwaniu wody” nie zamoczywszy kąpielówek). Mieszkańcy Płocka kąpią się w Wiśle; po sprawdzeniu, że nie są owrzodzeni i parchaci poszliśmy w ich ślady. W Płocku na wysokości Katedry jest przyjazny klub „Morka” – można się zatrzymać aby zwiedzić Katedrę oraz ewentualnie muzeum niejakiego Władka B. – piewcy osiągnięc niejakiego Ziutka S. znanego pod ksywką Soso. Po drodze warto zacumować w Czerwińsku (578 km) i obejrzeć freski romańskie w kościele z XII w oraz ewentualnie w Wyszogrodzie (587 km) i obejrzeć pozostawiony przyczółek słynnego (z bohaterskiej corocznej obrony przed spływającą krą – niezapomniany spektakl w stylu „reality show” w TVP w latach 70 – tych) mostu – wówczas najdłuższego drewnianego mostu w Europie.

Płock (633 km) – Włocławek (679 km) to Zalew Włocławski.

Z lenistwa płyniemy na silniku. Po drodze kilka przyjaznych portów (które mijamy – szczegółowe informacje na stronie www.zagle.net.pl). Śluzowanie (12 m w dół) jest uwarunkowane pracą elektrowni – jak nie spuści ona dostatecznie dużo wody, to na dolnym progu śluzy jest praktycznie „sucho” i trzeba czekać. Warto zadzwonić na śluzę (609 811 099 – w roku 2008) i zapytać o której godzinie można się śluzować. Dla niewtajemniczonych kilka informacji. Śluzowanie w Polsce jest płatne (5,80 PLN w roku 2008). Należy gdzieś zacumować (na ogół nie bardzo jest gdzie), zabrać kasę i pójść do śluzowego „spisać protokół”; wrócić na łódkę i stosować się do dalszych poleceń. Warto zwiedzić Włocławek ale nie bardzo jest gdzie się zatrzymać poniżej zapory.

Włocłwek (679 km) – Toruń (735 km)

Malownicza dolina Wisły. Po drodze mijamy ruiny zamku w Bobrownikach (695 km), Nieszawę (703 km; warto się zatrzymać na godzinę, przespacerować po miasteczku i obejrzec muzeum architekta Noakowskiego – to informacja głownie dla absolwentów PW).  W Nieszawie kursuje zabytkowy prom. Na 727 km mijamy ujście Drwęcy i ruiny zamku w Złotoryji (prawy brzeg). W Toruniu brak możliwości (2008 rok) zatrzymanie się i pozostawienia łódki pod opieką na wysokości Starówki (w roku 2006 udało się nam przycumować lódkę do pływającej restauracji za zgodą i pod opieką jej szefa). Praktycznie można zostawić lódkę w klubie wioślarskim  (tel. 056 651 4131 – minąć Starówkę ok. 300 m poniżej mostu drogowego po prawej) lub próbować w Porcie Zimowym (ok. 1 km poniżej mostu (po prawej).

Toruń (735 kim) – Grudziądz (835 km).

Na 773 km Fordon i ujście Brdy (tędy można przedostać się szlakiem Marka i Iwony Tarczyńskich na Odrę i dalej); dalej miasta i zamki krzyżackie: Chełmno (807 km –  prawy brzeg) i Świecie (810 km – lewy brzeg). Warto by zwiedzić ale nie ma gdzie zostawić lódki pod opieką. W Grudziądzu zaraz za mostem (prawy brzeg) jest zaniedbany port rzeczny – warto tam stanąć – zwiedzić miasto i zatankować (blisko do stacji paliw).

Grudziądz (835 km) – Biała Góra (886 km – śluza na Nogat).

Po drodze zamki krzyżackie w Nowym (853 km – lewy brzeg) i Gniewie (877 km – lewy  brzeg); o pozostawianiu łódki  już było – bez zmian. Dolina Wisły naprawdę śliczna.

Biała Góra (886 km) – Gdańska Głowa (931 km – śluza na Szkarpawę).

Mijamy Tczew (907 km). Zabytkowy most i pierwsza siedziba „szkoły kapitanów” – może warto się zatrzymać.
W latach 2006 – 2007 płynęliśmy Nogatem i zwiedzaliśmy Malbork. Na Nogacie  są jeszcze trzy śluzy. W roku 2008 płynęliśmy Szkarpawą (most podnoszony). Szczegółowe informacje (ceny, godziny pracy, telefony....) oraz opis i schematyczne mapki są na stronie www.zalewwislany.pl – warto wynotowac; strona Malborka to www.starymalbork.pl – dla miłośników historii – godna polecenia. Jeżeli chcemy zwiedzać miasta, to warto poszukać oficjalnych stron miast (jest tam na ogół dobry i aktualny serwis turystyczny). Wszystko o Zalewie Wiślanym i położonych nad nim miastach i porcikach jest na stronie www.zalew.org.pl; warto też zajrzeć na www.polskieszlakiwodne.pl.

Kilka uwag o żeglowaniu na Zalewie Wiślanym.

Jest często płytko i bardzo dużo źle oznakowanych lub kłusowniczych (czyli nie oznakowanych) sieci rybackich. Pływać bezpiecznie można więc tylko w dzień prowadząc bezustanną obserwację lub trzymać się oznakowanych pławami i stawami torów wodnych. Przy silniejszym wietrze tworzy się szybko stroma fala (płytko). Nie zalecałbym nocowania na kotwicy – niska mierzeja praktycznie nie chroni przed wiatrem „bałtyckim”. Porty na Zalewie dają dostatecznie dobre schronienie przy umiarkowanie złej pogodzie; w razie ostrzeżenia o wielodniowym sztormie  na Bałtyku zalecałbym zwianie z Zalewu do Elbląga. Słuchanie rybackiej prognozy pogody należy uznać za obowiązkowe. Na pewno warto zawinąć do Krynicy Morskiej (duży port) i przespacerować się brzegiem Bałtyku oraz zwiedzić Frombork. Po Zalewie żeglowaliśmy w roku 2008 kilka dni i to chyba wystarczy.


Trzykrotnie pokonywaliśmy Kanał Elbląski z jedynym na świecie działającymi od około 150 lat pochylniami. Jest on świetnie udokumentowany w internecie – wpisać na wyszukiwarce google „Kanał Elbląski” i poczytać oraz pooglądać. Naprawdę warto nim przepłynąc. Kilka uwag praktycznych.
1.   Pochylnie często się psują ( trzykrotnie w sezonie 2009). Przerwa może trwać kilka dni i wtedy stoimy w dusznym kanale pożerani przez komary (nam się to nigdy nie przytrafiło – ma się to szczęście). Warto sprawdić w internecie aktualne telefony i zadzwonić z Zalewu, aby upewnić się czy wszystko działa. Jak nie, to lepiej poczekać żeglując po Zalewie.
2.    Na pierwszą pochylnię (ze strony Elbląga) dobrze jest przypłynąc poprzedniego dnia wieczorem; przespacerować się „pod górkę” do maszynowni; obejrzeć okolicę i zanocować – jest cicho i zielono. Rano nieco przed otwarciem (sprawdzić godzinę w internecie) idziemy do maszynowni i płacimy (za wszyskie pięć pochylni hurtem) po czym postępujemy zgodnie z zaleceniami. W ten sposób wyprzedzamy statki „białej floty:, które mają pierwszeństwo.
3.    Gdy nadejdzie nasza kolejka wpływamy na wózek (zanurzony w wodzie kanału); bierzemy łódke na dwie cumy (plus bosak lub pychówkę do ręki) i stajemy na pomoście w pozycji kopijnika np. Bolesława Chrobrego. Jednorazowo na wózek wchodzą dwie łodzie średnich rozmiarów. Łódki stają po przeciwnych stronach jedna z przodu, druga z tyłu. Musimy „wyjąć wszystko z wody” (tzn. miecz, płetwę sterową a przede wszystkiem silnik). Po tych przygotowaniach walimy w gong umieszczony na pomoście (jak jedziemy sami, to trzeba stanąć po stronie gongu); facet, który spogląda na nas „z góry” z odległości kilkuset metrów macha łapką (to jest lokalny „telegraf bez drutu” – tak jak było w XIXw) i wózek ze zgrzytem rusza. W miarę jak wózek wyjeżdza z wody trzymamy mocno cumy (łódka ma chęć ucieczki) i odpychamy łódkę na środek, tak aby spokojnie opadała na dół aż położy się na dechach wózka. Nie ma wyściółki i w poprzek wózka (w połowie jego długości jest belka). Nie próbowałbym pochylni na jachcie z wbudowanym silnikiem – byliśmy świadkami jak nowiutkie tango zgięło podczas „wózkowania” śrubę (pióra lub wał ?) bo się na niej oparło. Po wjechaniu wózka do górnego odcinka kanału wchodzimy do łódki; „wkładamy wszystko do wody”; odpalamy silnik i jedziemy szybko (biała flota nas goni) na kolejną pochylnię. Sprawnie przeprowadzona operacja trwa około 2,5 godziny – zyskujemy 100 m wysokości. Po pokonaniu ostatniej pochylni (Buczyniec) warto zwiedzić małe muzeum (fajne oryginalne plany i rysunki konstrukcyjne) oraz maszynownię (to wszysko działa „na wodę” tak jak to zbudowano w XIX w).

Dalej płyniemy kolejnymi odcinakami kanału przez kolejne jeziora aż do Miłomłyna. Tu decydujemy „w lewo przez śluzę” do Ostródy (jez. Drwęckie...itd.) lub w prawo (bez śluz) na Jeziorak. Zawsze wybieraliśmy Jeziorak – jeszcze cicho, zielono i dostatecznie dużo wody. Jak się lubi pływać wpław (my) lub łowić rybki (nie my), to się ma to czego się pragnęło. W drugiej połowie lipca w Siemianach jest dwudniowy „festiwal kulturalny”; warto sprawdzić datę w internecie (strona „siemiany” lub „iława”) i zacumować w tym czasie w Siemianach. Było bardzo sympatycznie aczkolwiek za trzecim razem znudziły nas nieco powtórki.

Wracaliśmy „na lawecie”. Załadunek jest możliwy w kilku miejscach; zainteresowanym podamy bliższe informacje. Zapraszamy na koniec do obejrzenia fotek z rejsu 2008.

Ewa „Ryba” Dziduszko
Waldemar Ufnalski

 


Aby zobaczyć zdjęcia zapraszamy do działu ZDJĘCIA - ZDJĘCIA 2010 -REJS-2008